4 kwi 2016

JAK ZROBIĆ KOLCZYKI



te kolczyki zrobiłam ze srebra i naturalnych, białych pereł KASUMI
(muerte - dzięki za zdjęcie) 

Trzeba chcieć mieć, potem się uczyć jak zrobić, a potem zacząć robić.

Odkąd siebie pamiętam miałam srocze upodobania – uwielbiałam błyskotki. Właściwie to nic szczególnego, w przypadku małej dziewczynki z tym, że mnie z wiekiem nie przeszło.

pastsilesia.pl 
 
Pamiętacie te cudowne odpusty, a na nich stragany z przepięknymi, błyszczącymi pierścioneczkami, ze szklanymi oczkami w każdym kolorze tęczy? Przyciągały mnie jak najsilniejszy magnes. 
Rodzice przeżywali horrory z histerycznym potworem płci żeńskiej, który przy każdej możliwej okazji domagał się wrzaskliwie zakupu tandetnej błyskotki. 
Maleńka byłam ale nie zapomnę nigdy tego dreszczu radości, kiedy w końcu na moim tłustym paluszku, zakończonym brudnym zwykle paznokciem, zamigotało jakieś „złote” cudo z lśniącym oczkiem.  
Cudo niestety psuło się zwykle po około dwóch dniach. Coś wypadało, odpadało, łamało się lub wręcz gubiło w całości więc trzeba było kupić następne i tak bez końca – rodzinny koszmar.

pinterest.com

Kiedy byłam starsza, jakieś pierwsze klasy podstawówki, w mojej dzielnicy zaczął objawiać się cudowny człowiek z wózkiem pełnym szmat i butelek. Pan od wózka chodził sobie i pokrzykiwał z charakterystycznym zaśpiewem „stare szmatyyy, butelkiii”. 
Ogólnie wiadomo było, że jeżeli dostarczy mu się odpowiedni towar, można otrzymać w zamian drobne (akurat na lizaka) albo wspaniały pierścionek.
My, to znaczy moja szkolna koleżanka Beata P. oraz ja, zawsze chciałyśmy pierścionek. Bardzo chciałyśmy. Już nie pamiętam ile butelek trzeba było zorganizować żeby dostać jeden ale wiem, że kilka i, że wcale łatwo nie było. W naszych mieszkaniach butelki ani stare szmaty nie zalegały. 
Rodziców miałyśmy (cóż za pech) niepijących więc zero butelek i oszczędnych  - stare szmaty wykorzystywali na „szmaty”, niestety. 

pinterest.com

Ciężkie czasy były więc trzeba było eksplorować śmietniki i to szybko, żeby zdążyć przed chłopakami, którzy chcieli zdobyć kaskę na lizaki czy drożdżówki (chłopcy zawsze byli żarłoczni). 
Jakby było mało, pan od starych szmat był wybredny i brudnych butelek nie przyjmował, naklejki też musiały być zeskrobane. 
Trzeba więc było te zdobyczne, śmietnikowe, ubabrane wszystkim co najobrzydliwsze gdzieś umyć i oskrobać, najlepiej jakimś kawałkiem szkła  - krew się lała. 
Oczywiście nie mogłyśmy myć butelek w domu, broń Boże bo po pierwsze, matki dostałyby szału, gdybyśmy się przyznały do grzebania w śmieciach, po drugie czas gonił. Pan od szmat oraz butelek nie czekał na nikogo, przemieszczał się w swoim tempie  z miejsca na miejsce, bez żadnego ustalonego schematu. 
Co gorsza ,nawet nie można było sobie zaplanować wcześniejszego zbieractwa, gdyż w/w pan wizyty w naszej dzielnicy składał nieregularnie i bez zapowiedzi. 
Zbierać z wyprzedzeniem i gromadzić w mieszkaniach też nie mogłyśmy, bo rodzice - wiadomo. W tej trudnej sytuacji  jedynymi dostępnymi zbiornikami były kałuże, najczęściej błotniste, obficie skażone benzyną lub olejem silnikowym  - korzystałyśmy z Beatką z tego co natura miała nam do zaoferowania nie powiem, że nie. 

Co prawda, pan od starych szmat i butelek zwykle z obrzydzeniem kręcił nosem na niedomycie i niedoskrobanie, jednak pierścionki dawał – wielki człowiek.  

www.rmf24.pl

W zimie wyjeżdżałam z rodzicami do Zakopanego. Cóż za szczęście.W Zakopanem są Krupówki. 
Na Krupówkach sklepy z pamiątkami (dużo sklepów), a w sklepach pierścionki - najlepsze pamiątki z gór. 
Mój tato, kochany, kupował mnóstwo pierścionków dla mnie oraz dla krewnych czy znajomych dziewczynek, które miały bardziej rozsądnych i oszczędnych (czytaj – obrzydliwie skąpych i niewyrozumiałych) rodziców. Fakt, byłam trochę zazdrosna bo w końcu mogłabym mieć te wszystkie pierścionki dla siebie, ale mój tato taki już był, musiał obdzielić wszystkich, zwłaszcza dzieci.

I tak sobie rosłam, zmieniając pierścionki. 

Przeszłam przez Cepelie (głównie miedź), sklepy z biżuterią z wyższej półki (srebro i złoto) aż dotarłam, do galerii. 
Nie takich handlowych centrów z byle czym, ale do ekskluzywnych sklepów, w których wystawiali swoje prace artyści plastycy. 

 
te kolczyki zrobiłam z pereł KASUMI, różowych i pozłacanego srebra


 W moim mieście długo takich galerii nie było, więc jeździłam do Krakowa lub do Warszawy, od czasu do czasu, i tam nabywałam jakiś pierścionek lub kolczyki. 
Wcześniej pokątnie dałam przekłuć sobie uszy, co przypłaciłam utratą przytomności oraz koniecznością wysłuchania okolicznościowego kazania wygłoszonego przez moją mamę. Ale warto.
Problem z zakupami biżuterii zwykle polegał na braku odpowiednich funduszy zakupowych, jeśli oczywiście nie finansował mnie tatuś. 
Pewnego lata przez cały miesiąc pracowałam aby móc nabyć drogą kupna, srebrną obrożę z okrągłym wisiorem, w który „na gładko” wmontowany był onyks – geometryczna, prosta forma , w owym czasie mój ulubiony styl. 
W końcu zamarzyłam sobie, że sama będę projektowała i robiła biżuterię, wtedy będę miała ozdóbek ile dusza zapragnie. 

perły KASUMI białe, srebro oraz srebro oksydowane - też moje

Nie powiem, lekko nie było, ale zostałam jubilerem (jubilerką?) taką od srebra, bo srebro kocham najbardziej. I do tej pory, czasem coś dla siebie lub dla kogoś zrobię. Chętnie, bo lubię.

ZAGADKA

Dane: refren znanej piosenki
„Złoty pierścionek, złoty pierścionek na szczęście,
Z niebieskim oczkiem, z błękitnym niebem, na szczęście.
Złoty pierścionek kataryniarza jedyny,
Na moje szczęście, na szczęście każdej dziewczyny.”

 www.pinterest.com

Pytanie brzmi: jak nazywał się kataryniarz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz