WSTĘP
czyli jak autor dziełka uzasadnia obowiązek kobiety zamężnej w zakresie
dbałości o wygląd zewnętrzny, przy założeniu, że jej wnętrze, dusza, myśli,
intencje pozostają nieskalanie czyste oraz wolne od wszelkiej próżności .
„..Każda niewiasta
pilnie czuwać powinna nad ozdobą swej powierzchowności; aby tem samem stała się
miłą w oczach małżonka, uprzyjemniła mu troski, i była osłodą smutnych i
tęschnych niekiedy chwil życia jego. – Prawda, że wszelkie zabiegi w tej mierze
podjęte byłyby naganne, gdyby dla wdzięków ciała zapomniała o świętych
powinnościach Matki i Pani domu, gdyby mówię zaniedbywała to ukształcenie
umysłowe i talenta pracą nabyte, które tak miłą tak ujmującą czynią każdą niewiastę,
i podwajają jej ponęty...”
Dalej jest o tym, że niewiasta zobowiązana jest dbać o
urodę, nie zaniedbując jednocześnie obowiązków duchowych, domowych, matczynych
itd. w celu przywiązania do siebie z
natury zimnego i oschłego małżonka, a w przypadku bliskim ideału, dla
wzbudzenia w nim czegoś, co można by nawet nazwać „cieplejszym uczuciem”.
Autor twierdzi z całym przekonaniem, że:
„.. Obojętność
małżonków gorzko częstokroć przez żony opłakana ich poniekąd jest własną winą.
Oto młoda owa panienka, tak czysto, tak starannie zawsze ubrana, tak
zachwycająca w oczach narzeczonego, zaledwie stanąwszy w celu przeznaczenia,
zaniedbuje się zupełnie, a mąż nie znajdując dawnej przyjemności w towarzystwie uwielbianej przez siebie
istoty, znudzony jednostajnością idzie szukać przyjemności za obrębem domu..”
Wiadomo więc od razu kto zawinił i jakie są konsekwencje –
oczywista oczywistość. Fakt, iż autor nie wspomina ani słowem o tym jak to
działa w drugą stronę, to znaczy o sytuacji kiedy aktualny mąż, przed ślubem
łudząco podobny do Adonisa, uprzejmy, starający się, elokwentny, być może
nawet pachnący, po ślubie przeistacza
się w mrukliwego, gnuśnego satyra wydzielającego swoisty odór świadczy, iż
Małżonek (przez duże „M” pisany) w zakresie higieny osobistej oraz dbałości o
żonę, jej uczucia czy odczucia zobowiązany jakoś szczególnie nie był.
W każdym razie pocieszające jest to że:
„.. Kokieterya której
celem jest podobanie się Małżonkowi cnotą nazwać się może..”.
Zwał jak zwał – grunt, że odrobina kokieterii dozwolona –
cóż za ulga.
Później następuje ostra krytyka „różów i bielideł oraz
wszelkich kosmetyków” oraz pochwała
naturalności, skromności, pracowitości niewiasty zamężnej. Reasumując,
niewiasta, aby spełnić pokładane w niej oczekiwania dotyczące jej powierzchowności,
zobowiązana była, bez użycia kosmetyków wyglądać tak, jakby nie tylko zużywała
je na kilogramy ale całe dnie spędzała w specjalistycznych gabinetach odnowy
biologicznej, salonach fryzjerskich, u makijażystów, stylistów itd. Ponad to
powinna być uśmiechnięta, milutka, wypoczęta (a przynajmniej sprawiać takie
wrażenie), jednocześnie matczyna i zalotna, święta i nie święta, piękna lecz
nie rzucająca się w oczy. A nade wszystko powinna starać się zadowolić innych
lecz nie oczekiwać niczego dla siebie. Nic prostszego – autor to wie. O
Małżonku już ani słowa.
c.d.n.
Mała czarna (la petite robe noire)
Początkowo, od ok. 1915r.,
skromna, czarna sukienka noszona jako symbol żałoby z powodu I wojny światowej
oraz epidemii grypy „hiszpanki”. W 1926 r. Coco zaprojektowała tę małą czarną,
w którą później „ubrała” cały świat. Mała czarna projektu Coco Chanel była
wygodna, uniwersalna i elegancka. Stała się symbolem nowej, wyzwolonej kobiety,
a magazyn „Vogue” określił ją mianem „Forda” świata mody. Zaś po premierze
filmu „Śniadanie u Tiffany’ego” w 1961r. z przecudną Audrey Hepburn w roli głównej,
dla której kreację zaprojektowano w domu mody Givenchy, prosta czarna suknia zaczęła
bić rekordy popularności i ma się dobrze po dziś dzień.
„W
małej czarnej nigdy nie jest się ubranym zbyt elegancko, ani zbyt skromnie.”
Karl Lagerfeld
Świetnie się Ciebie czyta - nie mogę doczekać się kolejnych odcinków :)
OdpowiedzUsuńTo, co najświetniejsze, nie moje niestety, ale tego pana od porad.
OdpowiedzUsuń